Dziś… z trudem szła wzdłuż lasu
Dziś… z trudem szła wzdłuż lasu
– ścieżką pełną słońca… przylgnęło – do jej pochylonych ramion, po trzech kilometrach myśli, zawróciła, by… w twarz się roześmiało.
I śmiało się… wraz z przygrywką półsennych świerszczy. W pewnym momencie, podeszła do starego znajomego obejmując go mocno… przytuliła skroń. Nadal witał szorstkością, którą tak ukochała. Zwierzała się… jak zwykle z uniesioną głową – wpatrzona… w jego nagie, jakże powykrzywiane konary. Staruszek – dąb, pochylony nad nią – milczał.
A może… słowa nie chciał uronić – wsłuchany.
Wracała… do domu… wiatr chłodem objął plecy.