Nie pierwszy raz
Nie pierwszy raz…
usłyszałam zdanie: „ja bym umarła, nie mogłabym czegoś takiego przeżyć, chyba zwariowałabym – a ty”… ja – przeżyłam
i wielokrotnie zastanawiałam się, dlaczego nie zwariowałam a może, w jakimś sensie, właśnie
– robiąc dzisiejszy wpis i po co mi on… a jednak – pisząc, rozmawiam, rozmawiam z mojego zacisznego kąta pod lasem.
Mam taki, od wielu, od 29 już lat i oddalony od bliskich o 1450km. Mam też drogi mi kąt w kraju i tu… ciche miejsce na Fb, w moim profilu w którym przedstawiam – wszelkie odczucia,
i nie tylko związane z egzystencją, poprzez ułożone myśli moje – do których zapraszam z nadzieją,
że przydadzą się – Komuś,
Kto będzie chciał… tak jak ja – „nie zwariować”, nie zamykać się w sobie, szukać sił, otworzyć się w pasji.
I tu… przepraszam, za moją szczerość i otwartość
– wyrażoną poniżej;
podzielę się moją cząstką przeżycia, która do tej pory
– j e s t… we mnie – głęboko a przecież minęło 35 lat…
ale od początku:
zaczęliśmy rodzinny, wspólny – wakacyjny czas lipca… nad jeziorem. Któregoś dnia, synek przysiadł się do mnie, objął za ramię (a ciut przybrałam na wadze) i z uśmiechem
powiedział… „ma mamunia takie – mamusiowate ciałko”, roześmieliśmy się oboje, często potrafił – chwile roześmiać.
Nie skończył na tym, patrzyłam w przytulonego i w jego wyjątkowo duże, piwne oczy… „mamuniu a lubi mnie mamunia”
– spytał, tak synciu… lubię, ciche westchnienie zwróciło moją uwagę i tu… pytanie powtórzył: „mamuniu a lubi mnie mamunia”, ponownie potwierdziłam, choć inna myśl podpowiadała – słowa – nie zmieniłam.
Siedział chwilę z ogromnym smutkiem w oczach i szeptem dodał: „a ja myślałem, że mamunia mnie kocha”, ja na to – (choć dobrze czułam, że o to mu chodziło), pytałeś…
czy ciebie lubię, więc przytaknęłam, zostawiając mu buziaka w czuprynę. Raduś pobiegł na dwór do nowo poznanego kolegi.
Po obiedzie, mąż zaproponował dzieciom wyjazd rowerami nad jezioro, stałam na tarasie przed domem a synek podjechał pod ogrodzenie i zapytał; „mamuniu a nie będzie mamuni smutno, może ja zostanę”… nie synku, jedźcie, to wasz czas wakacji, mam w ogrodzie trochę pracy, on – powtórzył:
„może jednak zostanę?” i tu wewnętrzna myśl mnie zaniepokoiła, może mu powiedzieć by został ale dodałam, nie… popływasz z siostrą i tatą, jedź.
Przez chwilę patrzyłam za oddalającą się sylwetką i napływającą myśl, szybko odgoniłam. Słoneczny, letni dzień.
Ten dzień… noszę w sobie przez długie, bardzo długie lata, pamiętam słowa, sylwetkę, oczy, twarz i żal – ogromny żal do siebie, że… nie wypowiedziałam – słów, na które synek… czekał.
Do domu… już nigdy nie powrócił, rower komunijny
/…/ – zabrał mi go.
Zamknięte drzwi
dlaczego zmilkł oddech
taki cichutki
któż mógł tak zwyczajnie wyciszyć struny
i przestrzeń otworzyć głębi bielutkiej
swobodna dusza przeniosła się w górę
…
nie wracaj już więcej
pamięcią w przeszłość
niech zaśnie spokojnie po wędrówce lat
obrazy zachowa czas w datach skrzętnie
od ciebie zależy czy uładzisz płacz
a mocy nabrawszy
i z wiarą w przyszłość
wykonaj wysiłek nie patrząc już wstecz
do serc ludzkich pukaj dobre słowo wskrześ
ono tak potrzebne jak dzielony chleb
otwiera drzwi w ciszy
łagodząc smutek
a czy tak jest(?)
Danuta Capliez-Delcroix Bylińska
Danusiu – to największa ze strat, jaka może dotknąć człowieka… bardzo Ci współczuję. Każde słowo zabrzmi tu głupio, ale podziwiam Twoją siłę i wolę życia, i to, że umiałaś napisać o swoim dramacie; może to da siłę innym osobom, których życie odmieniło się w jednej strasznej chwili.
Serdeczności, nieustające…
Małgorzata Krusiewicz Małgosiu… mogłabym długo mówić ale nie o bólu… ale o „znieczuleniu” – jaki ból spowodował. Powiem może tak krótko, odstawiłam leki niby uspokajające, one otumaniały i nie czuło się – rzeczywistości a przecież była jeszcze córcia, praca, dom… i tak bardzo potrzebna bliskość. Wszystko się zawaliło + niezrozumienie… i znalazłam się tu – gdzie jestem /…/ Całe moje życie , to niekończąca się opowieść w pokonywaniu kolejnych progów – uczy i nawet ten tu… Fb – wcześniej NK, mają swój udział /…/ Tu również zaczęłam po raz pierwszy rymować, choć w życiu po kilku utratach bliskich – napisałam kilka wierszy ale – historia pisania, zaczęła się na NK w 2009 roku i trwa i mogę dziś powiedzieć… pomogła i mnie i wielu osobom – które chciały w podobnej sytuacji ze mną rozmawiać. To dla ludzi – piszę, uwalniając – to… co się gromadzi. Dziękuję… Kochana ❤